środa, 21 grudnia 2016

Gransfors Bruk 415 - czyli tradycja w służbie bushcraftu.








GransforsBruk to szwedzka firma, której żadnemu entuzjaście życia na łonie natury przedstawiać nie trzeba. Gdyby się jednak taka osoba znalazła to kilka słów o firmie. 

Siedzibą firmy jest niewielkie miasteczko Gransfors, położone na zachodzie Szwecji, w którym to miasteczku w 1868 roku rodzeństwo ( Johan Pettersson i Anders Pettersson ) otworzyło manufakturę wyrabiającą wyrabiającą … kosy. Kuźnia prosperuje na tyle dobrze, że bracia otwierają nowe placówki produkujące kosy jak i również szczątkowe ilości siekier i toporów ciesielskich. Taki stan trwa do schyłku XIX wieku, kiedy to firma zaczyna się przestawiać na produkcję siekier ( około 1902 roku, siekiery i topory stanowią niemal 80 % produkowanego asortymentu ). Powód tego jest bardziej niż oczywisty. Postęp cywilizacyjny oraz rozwój przemysłu w Skandynawii ( budownictwo, masowa urbanizacja, przemysł stoczniowy, ciężki a także eksport drewna do Rosji ) spowodowały iż na przełomie wieków w samej tylko Szwecji znajdowało się około 400 tysięcy drwali ( !!! ), co przy kilkumilionowej wówczas populacji jest ilością wręcz olbrzymią. 
W chwili obecnej, siekiery i topory GB w dalszym ciągu są wytwarzane metodą obróbki kuciem, na młotach mechanicznych. Za wytwarzanie wyrobów GB odpowiedzialnych jest w sumie 35 osób, z czego 16 to kowale, 7 szlifierze, 7 to stolarze zajmujący się osadzaniem głowic na styliskach i kolejne 5 osób na stanowiskach kontrolerów jakości. Firma oprócz wszelkiej maści siekier oraz toporów, produkuje również ciosła, ośniki , klamry używane do spinania bali oraz mnóstwo kutych drobiazgów ( świeczniki, nożyki sierpikowe ). 
Ciekawostką jest przyzakładowe muzeum, które wraz z firmą można zwiedzać codziennie w godzinach 09:00 do 15:00 ( w weekendy zakład jest zamknięty ). 



Obróbka kuciem odbywa się na jednym stanowisku ( młot wielomatrycowy ) , co pozwala zaoszczędzić czas niezbędny do transportu surowego, ale już nagrzanego materiału między stanowiskami, dzięki czemu cały proces kucia odbywa się na jednym grzaniu. 
Kęsiska są nagrzewane indukcyjnie, po czym w ciągu mniej więcej minuty odkuwane w niemal gotowy produkt. Do hartowania głowice nagrzewane są również indukcyjnie, a następnie selektywnie hartowane w wodzie. 





                                          Krótki film z manufaktury GB.






  
Skład i symbol stali jest tajemnicą producenta. Jak sami piszą, dostawcą stali jest Ovako ( skandynawski koncern zajmujący się wytopem stali ), a sama stal jest w większości stalą odzyskaną ze złomu ( ach ten recykling ) i ma wysoką zawartość węgla. 


Ale wróćmy do meritum, czyli do toporka nr 415 (Wildlife Hatchet), nazywanego przez jeden z rodzimych sklepów „toporkiem outdoorowym”. 



Nasz mały bohater w pełnej okazałości.


    



Spojrzawszy na wyrób, od razu widzimy że mamy do czynienia z czymś innym niż kolejna siekiera. Tu może słowo wyjaśnienia. 
Siekiera to narzędzie którym zrąbiemy, rozłupiemy, okorujemy itd. 
Możemy oczywiście siekierą również ociosać, zrobić podcięcie czy też wygładzić interesującą nas powierzchnię bala. Ale zasadniczo, z racji delikatnych różnic w budowie i innego ostrzenia, do tego służy właśnie topór lub toporek (dlatego starzy cieśle mają i używają zarówno siekier jak i toporów). 
Toporek (anglojęzyczna nazwa - „hatchet” w nazwie jednoznacznie wskazuje z jakim narzędziem mamy do czynienia) ma długość około 35 cm , z czego na trzon przypada 28.5 cm, oraz masę głowicy 450g, Całość natomiast, ma masę 600g. 
Toporek wizualnie prezentuje się ładnie. Zgrabny, prosty trzon, zendra na policzkach głowicy i dopełniający obrazu całości, zapinany na napa (oczywiście z logo GB) pokrowiec założony na „żelazo” (pokrowiec stanowi jedynie osłonę ostrza i nie spełnia funkcji transportowej).



Pokrowiec dzięki któremu możemy śmiało wrzucić toporek do plecaka bez ryzyka pocięcia    jego zawartości. 


    






Głowica. 




Głowica „415-ki” Widoczna wydatna broda oraz około 15 mm uszy.







Głowica odkuta mniej więcej symetrycznie (o czym trochę dalej), z wyraźnymi śladami po młocie, równym szlifem i nie obrobionym obuchem. Szlif – convex, wyprowadzony na wysokość około 20 mm (równy obustronnie). Co warto zauważyć, szlif jest fabrycznie polerowany, dzięki czemu dostajemy narzędzie gotowe do pracy. Toporek goli i ładnie tnie papier. Profil głowicy jest cienki ( „Wildlife hatchet” ma najcieńszy ze spotkanych przeze mnie tego typu narzędzi dostępnych na rynku, znacznie cieńszy nawet od swojego podstawowego rynkowego oponenta – Hultaja „TREKKING AXE” - opis tutaj.




Widać znaczącą różnicę w przekrojach profili. Górne ostrze to Hultaj, dolne opisywany           GB.


     


       


  Głowica kuta z uszami głębokimi na ~15 mm, co znacząco wpływa na sztywność całości. Toporek posiada dość znaczną brodę o głębokości około 3.5 cm , dzięki czemu możliwa i bardzo wygodna jest praca chwytem „za głowicę”. 
Z lewej strony głowicy mamy wyraźnie wybite dwie punce: punce kowala (w tym przypadku jest to MM – od Mattias Mattsen) oraz puncę cechową: ulokowane pod koroną litery G.B.A. Umieszczone w okręgu. Prawa strona ma na obuchu wybity pełen logotyp kuźni.


   Dopiero gdy produkt jest na tyle dobry aby „pójść między ludzi”, kowal oznacza głowicę        swoją puncą. W tym przypadku wykonawcą jest Mattias Mattsen ( MM ).





Prawa strona to „powierzchnia reklamowa” na której znalazło się logo manufaktury.




 Głowica, jak to często bywa w kutych i nieszlifowanych przedmiotach, odkuta jest minimalnie niesymetrycznie, jednakże nie ma to znaczącego wpływu na pracę. Ogólnie, weryfikując osiowość osadzenia głowicy na stylisku przez spojrzenie wzdłuż ostrza na koniec trzonu dopatrzymy się kilkustopniowego błędu. Nie wiem czy w kuciu czy w osadzeniu. Prawdopodobnie w kuciu, ponieważ głowica sprawia wrażenie minimalnie zwichrowanej (dopatrzyłem się tego dopiero po kilku miesiącach użytkowania tego „malucha”). 


Dopiero w tej pozycji widać lekko zwichrowaną głowicę. Jednakże nie wpływa to jakoś znacząco na pracę tym narzędziem.


Głowica, co jest normą w tej klasy produktach, jest hartowana selektywnie na głębokość około 17 mm. 
Jest oczywiście lekko pochylona do przodu, przez co w pozycji roboczej ostrze stanowi przedłużenie przedramienia. 


Głębokość hartu z grubsza pokrywa się ze szlifem ( jest od niego głębszy o jakieś 3-4 mm ).






Trzon.



Trzon to klasa sama w sobie: orzesznik impregnowany olejem i zabezpieczany woskiem (taka forma zabezpieczenia styliska zapewnia odporność na wilgoć, a jednocześnie pewny chwyt. Nie do przecenienia jest również doskonale wyczuwalna faktura drewna). Słoje ułożone są wzdłużnie ( lekko ukośnie w stosunku do osi symetrii toporka, co wg specjalistów GB przyczynia się do niwelowania drgań powstających podczas pracy ) i nigdzie nie „uciekają”. Stylisko w przekroju jest mocno owalne, bardzo „wytaliowane” na wysokości chwytu.


W stylisku rzuca się w oczy idealne w/g specy z GB usłojenie trzonu.





 Pierwszy rzut oka powie nam iż trzon jest zbyt cienki do komfortowej pracy. I dla niektórych dłoni będzie zbyt wąski, ale dla mojej „graby” okazał się w sam raz (to zapewne kwestia świetnego doboru kąta „podcięcia” chwytu trzonu, przez co nawet w rękawicach znajduje się miejsce do pewnego chwytu). Trzon posiada otwór na „smycz” czy też „temblak” - co ma tylu samo przeciwników co zwolenników. Nasz egzemplarz nie ma tam żadnych sznurków ani rzemieni, ponieważ przeszkadzałoby to w chwycie za koniec styliska. Trzon, w miejscu osadzenia głowicy „zabity” jednym drewnianym klinem. 



Trzon z jednym klinem jest raczej rzadkością w wyrobach tej klasy. Jak jednak pokazuje praktyka – odpowiednio wykonany doskonale się sprawdza.





Spostrzeżenia z użytkowania. 


Bez względu na sposób wykonania czy też wysoką jakość użytych materiałów, trzeba mieć świadomość tego, iż nasz toporek jest jednak narzędziem dość filigranowym.



Ten` toporek to naprawdę liliput. Dorosły facet na dłoni zmieści dwie głowice od niego…






… a stylisko zmieści w kieszeni.



Całość natomiast, wejdzie do kieszeni bojówek.





 I nie ma w tym naprawdę nic dziwnego biorąc pod uwagę jego masę, która wespół ze specyficzną ergonomią powoduje iż najlepszą techniką pracy tym narzędziem to praca „z łokcia przy” sztywnym nadgarstku, bądź też z samego nadgarstka. Ta ostatnia technika jest oczywiście najbardziej inwazyjna i najmocniej obciążająca ścięgna i delikatne kości nadgarstka, ale nie wyobrażam sobie wykonywania precyzyjnych robót bez tego właśnie sposobu. 
Toporek jest rewelacyjny do robót wykańczających w ciesiółce, lub do hurtowego rąbania gałązek na biwaku czy w gospodarstwie ( był używany na oba sposoby. Robił ogniska w terenie i przygotowywał drwa na opał do starej kuchni opalanej drewnem / węglem ). Oczywiście okrzesywanie tym kurduplem 20-30 cm drzew jest awykonalne, ale już przygotowanie 5-10 cm gałęzi do cięcia i sztaplowania jest jak najbardziej do zrobienia. Bez różnicy czy to osika, olcha, grusza czy też świeżutka sosna. I tu właśnie największa niespodzianka. 
W takich robotach spisuje się o niebo lepiej niż opisywana przez nas niemal rok temu siekierka Hultaforsa, Fiskars X7 czy też stara ciesielska siekiera robiona pod konkretnego cieślę do takich właśnie lekkich robót. Jednakowoż aby nie było zbyt różowo, w warunkach polowych najciężej ją wyostrzyć. Wiadomo. Nie dość że convex , to jeszcze dochodzi polerowanie całego szlifu. Możemy sobie oczywiście to darować, ale bez polerki płazów czuć wyraźne pogorszenie warunków pracy. 

Konkludując.

Gransfors Bruk „Wildlife Hatchet” to doskonałe narzędzie dla świadomego i doświadczonego użytkownika. Doskonała obróbka kuciem, doskonała obróbka termiczna dobrego materiału + dobór materiału na stylisko ( wraz z jego kształtem i wielkością ) przekładają się na dwa podstawowe czynniki: Jakość oraz cenę narzędzia. 
O ile ta pierwsza bezpośrednio przekłada się na jakość, bezpieczeństwo oraz komfort wykonywanej pracy o tyle ta druga może wprawić niektórych w osłupienie. 175 $ na amazonie, 120 $ na BoundaryWaters , 69 £ na woodland ways i około 350 pln w naszych sklepach, to na polską kieszeń trochę przydużo , nawet jak na produkt tej klasy. Jednak coś kosztem czegoś. Jakość i ręczna robota połączona z dobrą kontrolą jakości zawsze będą w cenie. 
Czy zatem warto ? Wydaje mi się że warto (jednakże to tylko i wyłącznie moja subiektywna opinia). Chociaż z tym, nie zgadza się mój znajomy, nota bene wysokiej klasy Specjalista ( tak, przez duże „S” ) od drzew (który prosił aby nie wymieniać jego tożsamości), wycinki i wyrębów, mówiąc: „Daneszku. To zajebiste narzędzie. Ale da się kupić równie dobre trochę taniej”. I nie mam powodu aby mu nie wierzyć, ponieważ On w jeden sezon przerabia więcej drzewa niż ja przez całe życie i naprawdę wie co mówi. 

Porównanie GB wildlife hatchet ( od początku bieżącego roku hatchet 415 ) i Hultafors trekking axe. To samo przeznaczenie – dwa różne podejścia.


J.W. 


Jako ciekawostkę podam, iż na naszych kursach, gdy pokazujemy kursantom kilka rożnych , zbliżonych parametrami do siebie siekier / toporków (hultaje, Gransforsy, Fiskarsy, Kuźnie i inne rodzime wyroby), kursanci ZAWSZE w pierwszej kolejności wybierają właśnie opisywany toporek. Również po krótkiej pracy tym i innymi siekierkami twierdzą że tym im się jednak najlepiej pracuje.





Zatem, jeśli dysponujesz nadmiarem gotówki i szukasz solidnego toporka / lekkiej siekiery do prac obozowych lub gospodarskich – śmiało bierz 415-kę. 
W trakcie pracy pieniądz się zawróci komfortem i pewnością prowadzenia ostrza, a satysfakcja z pracy narzędziem będącym w prostej linii potomkiem toporów dłubiących wikińskie drakkary nadmucha twe męskie ego.  




8 ważnych rzeczy które powinieneś zrobić przed snem w chłodny lub mroźny dzień.

Izolacja. Pamiętaj iż nasze zimne pory roku są bardzo groźne. Chłód + wysoka wilgoć jesienią, trzaskający mróz zimą czy wytapiający się...